FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wyspa Odrzuconych... czyli wspomnienia z Fortu III Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
rybazone
Fortyfikator początkujący
Fortyfikator początkujący



Dołączył: 01 Lip 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: POZnań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:01, 04 Lip 2009 Powrót do góry

Lata 30 XX wieku. W malowniczo położonym na Białej Górze forcie schronienie znalazło kilkanaście rodzin. Prezentujemy niepublikowane dotąd wspomnienia z tego miejsca!

Dzisiaj rozpoczynamy publikację opowiadań ukazujących życie w obiekcie, który w czasie swojego istnienia pełnił przeróżne funkcje. Zbudowany w latach 1877-81, aby bronić dostępu do Poznania, właściwie nigdy nie spełnił roli, do której został stworzony. Najczęściej wykorzystywany był jako pomieszczenia magazynowe. Na początku lat 20. w forcie swoje konie trzymała kompania sanitarna 7 Brygady Jazdy. Później obiektem zarządzała kadra 7 Szpitala Okręgowego. W czasie okupacji znajdował się w nim oddział fabryki Focke-Wulfa (wtedy też zadaszono fosy). Podczas wyzwalania miasta fort został zdobyty szybko i bez większych przeszkód. A po wojnie, już w latach 70., w forcie chciano urządzić delfinarium... To ta część historii tego miejsca, o której się wspomina najczęściej. Jest jeszcze jednak ta druga, zapomniana i zwykle pomijana. Fort III, jak i niektóre inne poznańskie forty (np. Fort V) w latach 30. był schronieniem dla uboższych mieszkańców miasta. Część byłych mieszkańców Warowni III (taki był oficjalny adres pocztowy fortu) jeszcze żyje. Jedną z takich osób jest autor wspomnień. I właśnie o tych ludziach, o forcie i o czasach, w których przyszło im żyć, jest jego opowieść.
Przeglądając zdjęcia zdewastowanego Fortu III wpadłem na myśl, aby uzupełnić jego historie paroma słowami o ludziach, którzy znaleźli tam kiedyś dom - lichy i nie przynoszący chwały, ale jednak dom - tymi słowami autora wspomnień zapraszam do lektury.

Jednocześnie serdecznie dziękuję za zgodę na ich opublikowanie. Wspomnienia będą ukazywać się w odcinkach, co tydzień, w każdą środę.

Zbyszek Snusz

PROLOG



Świat był tak piękny, że niewytłumaczalne uczucie przepełniało duszę. Niewielka przestrzeń wokół starego fortu tchnęła tajemniczością i pociągała z nieodpartą siłą. Z każdego zakątka wabiło Nieznane.

Szybki lot ważek przyciągał oko migotliwymi błyskami, a chwiejne motyle, niezdecydowanie kołując, zataczały się jak pijane. Monotonny świergot wróbli było słychać cały dzień, pełen dziecięcych okrzyków i nawoływań młodzieży.

Fosa z czerwonych cegieł zazdrośnie strzegła, nieprzekraczalną linią zakrętu, swych głębin. Tam były straszne dziedziny nieznanych sił, gotowych dopaść nieostrożnego odkrywcę. Groza zakazanych obszarów zatrzasnęła spiżowe wrota przed śmiałkami gotowymi na wszystko.

Dno fosy darzyło poziomkami i kwiatami stokrotek na dziewczęce wianuszki. W szczelinach przy murze żyły wiotkie stworzenia - niby małe jaszczurki z żółtawymi brzuszkami, ale bywały też i osobniki czarne, strojne grzebieniem, jaskrawobrzuche.

Kazamaty fortecy otwierały się szeregiem okien na fosę, z których jedno było szczególne. Napawało dziwnym lękiem, ale też kusiło, by rzucony zuchwale kamień trafił celu. Metalowa okiennica, zawsze zamknięta, napełniała wtedy otoczenie głębokim głosem dzwonu. Świętokradczy czyn wzbudzał lęk i niewytłumaczalną trwogę, a czyste tony biegły echem w ciasnej przestrzeni, cichły wśród ceglanych ścian i zapadały głęboko w serce.

Wewnątrz budowli labirynt korytarzy straszył ciemnościami i wszystkim tym, co mogą kryć nieprzeniknione mroki. Zjazd po metalowej poręczy w czerń dolnej kondygnacji niszczył wprawdzie ubogie ubranie, ale nobilitował w oczach rówieśników i podnosił na duchu. Wielkie przejście wyprowadzało na nigdy nie oglądane tyły i dach fortu. Przywilejem kotów, świecących oczami, było swobodne bieganie po odgrodzonym rewirze. W czasie sianokosów żołnierskie wozy dudniły głucho pod sklepieniem. Potem wszystko odcinała żelazna krata.

Wąski most na fosą prowadził wprost do stalowej bramy w okalającym całość murze. Zwinne jaszczurki wygrzewały się tam na słońcu. Po lewej stronie wpuszczono w ziemię niewielką budowlę. Była to osobna, prawdziwa rezydencja mieszkających w forcie biedaków, wyrzuconych burzą kryzysu i różnych wypadków losowych na skalisty brzeg ponurej egzystencji, bez nadziei powrotu na pewny pokład solidnego statku stabilizacji. Strome stopnie chroniła bariera z rur.

Poza murem las i zarośla skrywały wielkie Nieznane. Zaniedbana droga, biegnąc płytkim wykopem, mijała drewniany krzyż na polnych rozstajach. Latem jakieś “dziady” wciągały tam w zboże małe dziewczynki w tajemniczym celu. Zupełnie daleko była egzotyczna Starołęka - część niepojętego świata dorosłych.

W dzień nie było nic szczególnego w tym hasaniu i buszowaniu po krzakach i wykrotach. Słońce rzucało jasne plamy na zieloną trawę i swojski teren. Pogoniom i gonitwom nie było końca. Zakamarki, ukryte przed ciekawym wzrokiem starszych, były miejscem zakazanych zabaw: tam wychodziły na jaw i podlegały dokładnym badaniom różnice płci.

O zmierzchu to otoczenie przechodziło niewytłumaczalną przemianę. Przyjazne światło dnia ustępowało ogarniającej wszystko szarości. Na każdym kroku szelesty i szmery, trzaski i szum liści, przytłaczały, osaczając nieostrożnego wędrowca. Lecące z bardzo daleka, niewyraźne i stłumione, dźwięki rozpalały wyobraźnię, a nogi niosły wtedy hyżo do domu. Tuż za plecami dyszało Nieznane, gotowe pochwycić i zniszczyć spóźnionego śmiałka. Jakieś straszne jęki głucho zamierały w gęstniejącym mroku, gdzie wielkie, żółte zwierzę wylegiwało się w ogrodzie Mielochów.

Wiosną w pobliskiej kaplicy słodko pachnące bzy stroiły ołtarz. Wśród melodyjnych pieśni zanosiło się prośby do dalekiego i nieznanego Boga. Pogodny nastrój kontrastował z powagą wieczornego i porannego pacierza, niemiłosiernie długiego dla obolałych kolan.

Niedaleko rzeczka Cybina omywała stoki kopca. Ze szczytu można było dostrzec Miasto, a serce zamierało z pędu po spirali drogi nad bezdenną przepaścią. Białe kwiaty nenufarów strzegło daremnie czarne błoto: niejedną dziewczynę zachwycał wiotki bukiet.

Przy młynie cicha woda stawów wpadała przy jazie białą strugą. Nieprzeniknione wiry, marszcząc połyskliwą powierzchnię, płynęły coraz dalej i dalej, aż nikły i nurt gładko niósł male listki i gałązki. Wielkie zielone żaby skakały z pluskiem bez obawy w tajemnicza głąb, by po chwili badać sytuację złotymi oczami.

Zarośla kłującego czarciego żebra porastały wilgotne miejsca niedaleko zaniedbanego cmentarza. W Dniu Zmarłych kolorowe światełka, migocąc wśród zapadniętych grobów, przypominały o istnieniu okropnego świata duchów. Nikt nie wiedział dokładnie, gdzie jest ta kraina bez powrotu. O niej bano się mówić przed nocą i lepiej było nie drażnić mieszkańców zaświatów.

Ale ten cudowny świat zawalił się niespodziewanie i ostatecznie w gorących dniach kończącego się lata, dokładnie 5 lat i 8 miesięcy po moich narodzinach.

Alex Wood

Kolejna część wspomnień już za tydzień - w środę 21 stycznia.

Fot. Z. Snusz

Źródło - tuTej.pl


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin